Zaczęło się od dzisiejszej podróży do Lublina. Choć tak naprawdę to od podróży z Lublina. Rano było jeszcze w miarę luźno.
Powrót natomiast obfitował w ruch na drodze (zwłaszcza rondo w Kołbieli, ale to już chyba taki standard). Na początku nieco kląłem na jednopasmówkę, ale po niedługiej chwili odżyły wspomnienia.

Redukcja i ogień!

Dawno tak dobrze nie bawiłem się podczas jazdy samochodem. Spokojna jazda w ogonku, następnie redukcja, ogień i… oczywiście hamowanie 🙂
Wiem, że ani to ekonomiczne ani efektywne, bo przecież po chwili człowiek i tak stoi w następnym ogonku i sytuacja musi się powtórzyć. W efekcie przy ciągłym wachlowaniu drążkiem cel podróży można osiągnąć pewnie około kwadrans wcześniej niż przy spokojnej jeździe, którą rekomenduje Damian. Zatem efekt niewielki, ale ile frajdy 🙂

Skrzynia automatyczna i BMW

Przy okazji wachlowania przypomniało mi się, że chodzą pogłoski jakoby BMW miało zaprzestać produkcji skrzyń manualnych. Nawet w M-kach. Na pierwszy rzut oka jest do dość zaskakujące rozwiązanie, ale szef BMW M twierdzi, że sensowne, ponieważ nowe skrzynie są zarówno szybsze jak i bardziej ekonomiczne niż człowiek.

Motocykl i kopniak

Moja przygoda z motocyklizmem zaczęła się stosunkowo niedawno, bo jakieś 5 lat temu. Od początku miałem do czynienia z maszynami z rozrusznikiem i nigdy nie miałem okazji odpalać motocykla z kopniaka. Ba – nie wiem nawet jak tego dokonać.
Niemniej gdy widzę modele wyposażone w jakieś automatyczne hamulce, automatyczną skrzynię biegów i inne cuda to podchodzę do tego jak pies do jeża. Wolę sam mieć możliwość wszystko kontrolować. W końcu motocykl to też niezła frajda z jazdy. Skoro mamy sobie tego żałować to od razu można przesiąść się na trójkołowca 🙂

To samo dotyczy wszelkich bajerów takich jak interkomy, zestawy do telefonu czy nawet nawigacja i kamera (wiem – tej sam używam). Chodzi o to, że zebranie wszystkich tych zabawek na raz generuje koszmarne rozproszenia i w efekcie może skończyć się tam gdzie wszelkie niedociągnięcia motocyklisty – czyli w foliowym worku.

Żaglówki

Byłem w sierpniu chwilę na żaglach na zaproszenie Krzyśka. Super sprawa. Można sobie popływać, polenić się, popić piwo. Idealne wakacje. Co się dzieje w porcie? Ano przed wejściem do portu zrzucasz szmaty i wchodzisz dalej na silniku. Proste i wygodne a zarazem bezpieczne dla innych jednostek już zacumowanych. Z tym, że ja pamiętam moje szkolenie żeglarskie, które miało miejsce około 20 lat temu (o matko!). Dobijaliśmy praktycznie do końca na samych żaglach. Dopiero na pomost wyskakiwał ktoś z załogi z linami do przyczepienia łódki (jak to się nazywa fachowo?).

Czy to źle?

Każda z powyższych zmian podyktowana jest chęcią ułatwienia życia użytkownikom danego sprzętu.
Niech nie wachluje skrzynią, niech odpala z guzika, niech bezpiecznie pogada przez telefon, niech na bani dobrze zaparkuje w porcie itp.
Każda z tych zmian jest więc w założeniu dobra. Niektóre jednak budzą mój niepokój. Widzę, że odchodzi to, do czego jestem przyzwyczajony i wytrąca mnie to z pewnej strefy komfortu.
A to w sumie dobrze. Ileż można siedzieć w miejscu!
Zmiany są konieczne, aby się rozwijać i nie zgnuśnieć.
Tylko ta automatyczna skrzynia… Dobrze, że zostawiają opcję sekwencyjną. Przynajmniej jest namiastka klasyki.

 

Jeśli Ci się spodobało to zapraszam na mój fanpejcz

Wbijam na fejsa

 

Photo credit atomic80 / Foter / CC BY

Pin It on Pinterest

Przekaż dalej

Udostępnij ten post znajomym (rzecz jasna jeśli uważasz, że warto)