Każdy wypadek z udziałem motocyklisty jest z jego winy. Tak uważam. Poważnie

Postrzeganie ruchu ulicznego

Skąd w ogóle bierze się to, że jeden widzi a drugi nie widzi tego, co dzieje się wokół niego? Otóż stąd, że każdy z nas ma zupełnie inne doświadczenia związane z jazdą czymkolwiek po drogach publicznych. Jeden całe życie spędzi na krańcu Polski w malowniczej wsi, gdzie spotka jedynie traktor pędzący w niedzielę na mszę do lokalnego kościoła i pojawienie się jakiegokolwiek innego pojazdu przyprawi go o zawał. Innego – przemierzającego po świecie miliony kilometrów w szoferce pociągu drogowego nie zdziwi najbardziej nawet wywrotowe zachowanie na drodze.

A teraz wyobraź sobie sytuację, w której obaj zjawiają się w tym samym czasie w charakterze kierowców na ulicy, na której dzieje się coś niebyt standardowego:

Jaka jest więc szansa, że niedzielny kierowca zobaczy w lusterku (musi w nie spojrzeć, aby cokolwiek tam zobaczyć) co się dzieje i spróbuje nieco odsunąć się z linii strzału? Jaka jest szansa na taką reakcję u doświadczonego kierowcy?

Zauważyliście może sposób poruszania się pieszych po jezdni? Moje obserwacje (i przy okazji pewien podział zachowań) są następujące:

  • Król szosy – człowiek, który albo rzadko albo wcale nie prowadził ani samochodu ani motocykla. Taki pieszy porusza się po jezdni dowolną jej stroną. Nie zastanawia się czy odblaski to istotny element stroju który fajnie mieć, aby przeżyć wieczorny powrót do domu. Dowiedział się, że na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo (w wiadomościach przecież mówili) i włazi jak cielę prosto pod koła samochodu (przecież ma prawo!) nie zastanawiając się za bardzo, że nie będzie miał jak udowodnić swojej racji z zaświatów.
  • Świadomy jegomość – jeździ samochodem lub np. motocyklem i wie jak bardzo (nie)widoczny jest człowiek na ulicy po zmroku i w związku z tym albo zakłada kamizelkę odblaskową albo używa latarki. Nie wymusza przejścia przez pasy. Woli poczekać na swoją kolej niż zginąć. Jednym słowem – szanuje życie.

Zdaję sobie sprawę z tego, że powyższy podział wywoła falę oburzenia, bo przecież sankcjonuje chamstwo na drodze, gdzie jak powszechnie wiadomo pieszy jest najważniejszy. W Angli czy innym Dojczlandzie kierowcy zanim wyjadą z garażu już z niepokojem patrzą czy przypadkiem nie mają po drodze jakiegoś pieszego, któremu mogą radośnie ustąpić.

Bardzo możliwe, że u nas jeździ się mniej kulturalnie. Nie jestem o tym do końca przekonany, bo styl jazdy zmienia się prawie z dnia na dzień. Coraz częściej (choć wciąż nie zawsze) jeździmy na suwak, przepuszczamy pieszych na pasach (rowerzyści to już materiał na oddzielny wpis) a niekiedy nawet jeździmy z przepisową prędkością (pewnie aż do momentu, gdy na autostradach postawione zostaną czterdziestki celem łatania dziury budżetowej).

Niemniej nie o tym mowa – chciałem pokazać podejście pieszego użytkownika drogi do uczestników zmotoryzowanych i stąd ta niesprawiedliwa generalizacja.

Powyższy schemat widać też u kierowców. Świeżak po odebraniu prawka kategorii B doświadczenie ma niewielkie. Ma za to rozbuchane ego, wiarę we własną nieśmiertelność i rajdowe powołanie. Nie muszę raczej dodawać, że w znakomitej większości przypadków jest to przekonanie niesłuszne.

Idąc dalej tym tropem doświadczony kierowca widzi więcej niż świeży, motocyklista (zwykle poruszający się również samochodem) widzi więcej niż ten, który motocyklem się nie porusza a z kolei kierowca zawodowy widzi jeszcze więcej (nie mam tej pewności w odniesieniu do taksówkarzy).

Co łączy motocyklistę, rowerzystę i pieszego?

Tutaj sprawa jest prosta. W przypadku kolizji z samochodem każdy z powyższych skończy w plastikowym worku. Jaki jest z tego wniosek? Media twierdzą, że należy ograniczyć dopuszczalną prędkość w mieście, poza miastem i na parkingach podziemnych. Najlepiej do 5 km/h, ponieważ wtedy ciężko będzie o wypadek z konsekwencjami tragicznymi w skutkach.

Ja z kolei zaproponowałbym nieco inne podejście. Wątły użytkowniku ruchu – zadbaj o siebie sam. Nie pakuj się pod koła, poczekaj chwilę, rowerzysto – uszanuj czerwone światło. To naprawdę głównie od nas zależy czy dojedziemy do domu czy też nie.

Skojarzyła mi się reklama skierowana do rowerzystów wyreżyserowana przez Jeremiego Clarksona w jednej z serii Top Gear

 

Co motocyklista musi przewidzieć?

Międzypas

W zasadzie wszystko. Zacznijmy od tego, że gdy przeciskamy się między samochodami w korku warto pamiętać o tym, że jesteśmy tam gośćmi i naprawdę kierowca samochodu stojącego w korku nie ma obowiązku ciągle patrzeć w  lusterka aby sprawdzić czy przypadkiem nie czai się tam motocyklista, którego należy przepuścić. Otwórz oczy, szukaj znaków przepowiadających otwarcie drzwi, zmianę miejsca samochodu na pasie (może kierowca chce lepiej zobaczyć co się dzieje?) a przede wszystkim – jedź powoli. Daj szansę sobie i innym.

Lewoskręt

Drogi motocyklisto. Lewoskręty są zdradliwe. Jeśli lubisz zapie… jeździć naprawdę szybko, to musisz pamiętać o tym, że kierowca zobaczy Cię w ostatniej chwili. Niekiedy nieco później. Miej wyobraźnię, wypatruj lewoskrętów i samochodów czających się do skrętu. Co z tego, że miałeś pierwszeństwo? Kto będzie dochodził sprawiedliwości w sądzie, gdy Ty będziesz sześć stóp pod ziemią?

Zaparkowane samochody

Rządek samochodów zaparkowanych przy niezbyt ruchliwej ulicy, piękna pogoda, średnia prędkość a tu nagle jeden z zaparkowanych po prostu wyjeżdża z rządka wprost pod koła. Naprawdę nie jest to sytuacja rzadka. Warto być do niej odpowiednio przygotowanym. Znowu dwa kluczowe elementy – obserwacja oraz sensowna prędkość.

Wyprzedanie (omijanie) kolumny samochodów

Kolejna dość często spotykana sytuacja – rządek samochodów stoi w korku a motocyklista go omija. Nagle jeden z kierowców, pragnąc przechytrzyć system ucieczką w boczną uliczkę, śmiałym ruchem kierownicy oraz żwawym dociśnięciem gazu wyrywa się z rządka… waląc prosto w przejeżdżającego obok motocyklistę. Tak – to też musisz przewidzieć.

Hamowanie

Tutaj świetnym przykładem jest wczorajszy wypadek na Gagarina. Sznurek samochodów porusza się w jednostajnym tempie. W tym sznurku porusza się też skuter. W pewnym momencie jeden z samochodów zatrzymuje się. Z resztą z bardzo prostej przyczyny – zapaliło się czerwone światło. Sęk w tym, że kierowca skutera zamyślił się i zmiany światła nie zauważył. W rezultacie wpakował się w tył samochodu i kaskiem stłukł tylną szybę. Ewidentna wina skuterzysty. Nie można się zamyślić. O tym akurat przekonałem się na własnej skórze dwa lata temu, gdy też na chwilę odpłynąłem myślami. Efektem było kilka tygodni w gipsie.

Co robić, aby nie przydzwonić?

Opcji jest całkiem sporo. Pewne zestawienie popełniłem już na początku sezonu. Zasadniczo działania sprowadzają się do kilku elementów.

Ćwiczenia

Warto doskonalić swoje umiejętności jeździeckie. Niezależnie od tego czy samotnie na wolnym placyku przed marketem czy też pod czujnym okiem instruktora (choć ten sposób jest na pewno dużo bardziej skuteczny). Chodzi o to, aby poświęcić odpowiednio dużo czasu na szlifowanie tak prostych elementów jak choćby hamowanie i skręcanie. Wbrew pozorom są to dość istotne manewry a większość motocyklistów ma tutaj spore pole do optymalizacji.

Lektura

Ten temat poruszałem już jakiś czas temu. Można a nawet trzeba dokształcać się teoretycznie. Jeśli nie masz ochoty na czytanie książek, ponieważ są za długie – obejrzyj film. Sporo materiału jest dostępne w YouTube całkowicie za darmo. Wystarczy jedynie przerzucić się z oglądania śmiesznych kotków na filmy tematyczne.

W zasadzie to tyle.

Powodzenia i szerokości!

Jeśli Ci się spodobało to zapraszam na mój fanpejcz

Wbijam na fejsa

Pin It on Pinterest

Przekaż dalej

Udostępnij ten post znajomym (rzecz jasna jeśli uważasz, że warto)