Janek
– Szukam pracy. Jak ktoś będzie szukał pracownika, to daj mu znać o mnie, ok?
– Jakiej pracy szukasz?
– Cokolwiek. Wszystko. Byle parę groszy wpadło.
Zenek
– Marzę o tym, żebym korzystając z najnowszych osiągnięć nauki mógł stworzyć nowy system zarządzania ruchem na lotnisku. Wiem, że w porcie lotniczym w Pcimiu Dolnym odpowiedzialny za to jest Jarek Jarkowski. Masz może do niego kontakt? Wiem, że szuka ludzi właśnie do budowy tego systemu. Chętnie bym z nim o tym porozmawiał.
Jak sądzisz, który z powyższych jegomościów:
- większą szansę znalezienia pracy i to takiej pracy, w której po pół roku nie będzie chciał wyskoczyć przez okno?
- wie, co chce robić w życiu i konsekwentnie swój plan realizuje?
Moje życie moim pomysłem (czy aby na pewno?)
Realizowanie własnego pomysłu na życie zwykle stawiam w opozycji do realizowania planu cudzego. Taką alternatywę widać na każdym kroku, jak choćby w sytuacjach rodzinnych, w których dzieci zapytane o to, jakie chcą lody mówią: „nie wiem, ty zdecyduj”. I jakkolwiek w pomocy przy podjęciu decyzji w wyborze smaku lodów nie ma nic złego, tak uczenie dziecka oddawania decyzji komuś innemu jest według mnie drogą donikąd.
Ja podejmuję decyzję – ja realizuję mój plan na moje życie.
Ktoś podejmuje decyzję za mnie – ja realizuję jego plan na moje życie.
Różnica wcale nie jest taka subtelna.
Która opcja wydaje się ciekawsza? A która łatwiejsza?
No właśnie – to nie to samo.
O co chodzi z tym planem?
Jak mawia dr Wong podczas seminariów Miracles of Capital (na które oczywiście gorąco zapraszam):
Wszystko dzieje się dwa razy. Raz w naszym umyśle, a później w rzeczywistości.
Odkrywcze? Raczej nie bardzo. Niemniej pokazuje jedną, prostą prawidłowość. Jeśli czegoś sobie nie uświadomimy, jeśli tego nie zaplanujemy, to raczej nie ma większej szansy, aby to się wydarzyło. Chyba, że będzie to elementem planu kogoś innego i ten ktoś zaprosi akurat nas do jego realizacji.
Skuteczność planowania
Możesz powiedzieć: to bez sensu, przecież nigdy nie uda mi się zrealizować skomplikowanego planu. Skąd ja mogę wiedzieć, co będę robił za 10 lat.
Tutaj mam dwie uwagi.
Po pierwsze – „uda się” – pokazuje losowość, pewien przypadek, zbieg okoliczności. Samo opisanie, tego co chcesz zrobić nie zapewni magicznej realizacji tych planów. Proces wdrożenia to ciężka harówa. I najczęściej nie ma tu dróg na skróty.
Druga sprawa – skuteczność realizacji planu. Wiadomo, że w czasie będzie on modyfikowany. Tak samo jak np. strategia każdej marki. Mimo, że planujemy ją na kilka lat do przodu, to rzeczywistość nieustannie się zmienia. Pojawiają się nowe rozwiązania, nowe działania konkurencji, nowe wynalazki, zmieniają trendy i mody. My nie jesteśmy z innego świata. Funkcjonujemy w tym, który mamy. Tu i teraz. Wiadomo więc, że nawet najlepszy plan nie może być zabetonowany.
Mając takie spostrzeżenia gen. Eisenhower powiedział, że „plany są bezużyteczne, ale planowanie jest nieodzowne”.
Wniosek zatem może być tylko jeden – planujmy! Tylko jak?
Jak planować?
Najlepiej zgodnie z metodą Davida Allena i jego książką „Getting Things Done” – podstawową lekturą konieczna w sensownym planowaniu swojego działania oraz realizacji tych planów.
Jeśli dorzucimy do tej lektury broszurkę Briana Tracy’ego – „Zjedz tę żabę„, w której autor tłumaczy dlaczego warto zaczynać każdy dzień od zadań najtrudniejszych i jak rozbijać skomplikowane zadania na części, to będziemy mieli dobry komplet startowy.
Autostrada
Gdy już porządnie zaplanujemy nasze cele i będziemy wiedzieli jak je wdrożyć, to na naszej autostradzie do realizacji tych planów pojawi się jeszcze jedna przeszkoda – coś jak bramki do poboru opłat.
Chodzi mi mianowicie o regularną weryfikację planów.
Tylko ona sprawi, że będziemy wiedzieli na jakim etapie realizacji jesteśmy, jak bardzo odbiegliśmy od ideału i czy w ogóle warto pchać się w zaplanowanym kierunku biorąc pod uwagę aktualne realia. Może warto plany nieco zmodyfikować? A może pojawił się ktoś, kto pomoże nam przyspieszyć ich realizację? A może warto pozmieniać priorytety?
W trakcie tych regularnych przeglądów mamy możliwość przyjrzenia się wszystkiemu ponownie. Możemy przewartościować nasze działania i plany, możemy się w nich utwierdzić, ale możemy je też całkowicie wywrócić do góry nogami. Czasem trzeba.
Bez regularnych przeglądów nie będziemy świadomi konieczności zmian aż do momentu, gdy rzeczywistość nas zaskoczy. Tyle, że wtedy zwykle jest już zbyt późno.
Kiedy planować?
Najlepiej od razu. Nie ma na co czekać. Dołącz do grupy wariatów wstających rano i codziennie weryfikujących swoje plany. Ja już po jednym tygodniu widzę spore zmiany na polu planowania i weryfikacji tychże. O co chodzi? Tutaj wszystko opisałem – LINK.
Dołącz do nas i sam narysuj swoje plany na życie!
Przekaż dalej
Udostępnij ten post znajomym (rzecz jasna jeśli uważasz, że warto)